Europejska pamięć
o Gułagu

Ostatni dzień pracy w obozie
Mam podpisać ten papier. Dotyczy nasza repatriacji. Do tej pory nigdy tego słowa nie słyszeliśmy. Nie chodzi tu o rehabilitację, ani o amnestię, ale o repatriację, to znaczy, że zezwalają nam na powrót do kraju. Muszę się przyznać, że wcale nie podskakiwaliśmy ze szczęścia, bo wiedzieliśmy, że jak Związek Radziecki coś obiecuje to i tak tej obietnicy nie dotrzyma. No ale musieliśmy ten papier podpisać, a jak aż 88 osób ma go podpisać, to jak by nie było to trochę trwa. Nagle otwierają się drzwi i do biura wchodzi kierownik fabryki mebli. Bardzo ważna osoba… Krzyczy, przeklina, wrzeszczy, że chcemy go zrujnować, bo następnego dnia rano 70 pracowników nie stawi się do fabryki – faktycznie powiedzieli nam, że już nie musimy iść do pracy – a pan nie wykona planu kwartalnego i że jak nie dostanie premii za trzeci kwartał to też nie dadzą mu premii na koniec roku. Nie wiem, czy wiecie, ale w reżimie sowieckim wykonanie a wręcz przekroczenie planu to było jak religia. Ale my żyjąc w tamtych warunkach doskonale to rozumieliśmy. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo. Trzech nas podeszło do naszego kierownika, który był bardzo wpływową osobą mówiąc: „ Rozumiemy, że jesteście załamani z powodu takiej decyzji. Oni chcą was zrujnować. Proszę posłuchać: My, więźniowie węgierscy zapewniamy was, że dostaniecie tę premię. Popracujemy te sześć dni dodatkowo, żebyście mógł dostać tę premię”. Kierownik nie wierzył własnym oczom i uszom. W ciągu czterdziestoletniej wówczas historii Związku Radzieckiego jeszcze coś takiego nigdy się nie zdarzyło. Psiakrew, czuliśmy, że nadszedł moment, żeby pokazać kim naprawdę jesteśmy. Poniżyli nas, ale wiara w siebie czyni cuda. Szczerze mówiąc, po dziesięciu latach obozu pracy, sześc dni dodatkowych nie robi żadnej różnicy. To nie jest aż tak wielkie poświęcenie. Niemniej w aspekcie wiary w siebie, szacunku do nas samych, to miało ogromne znaczenie. Podsumowując, nie można się użalać nad swoim losem, trzeba się cieszyć nawet drobymi przyjemnościami, niekoniecznie wywyższać się, ale pokazać, że jest się kim innym. To się czuje, to jest właśnie ta energia przetrwania.