Aresztowanie ojca (w wersji oryginalnej - RU)
«Jeśli kogoś aresztują z jakiegokolwiek powodu, politycznego lub kryminalnego, to zaczynali od rewizji mieszkania. Mojego ojca aresztowali na ulicy. Wówczas kandydował na członka Rady Najwyższej ZSRR. Było to w 1937 r., po uchwaleniu stalinowskiej konstytucji ZSRR. Pierwsze wybory do Rady Najwyższej Sowietów odbyły się 19 grudnia i mój ojciec pojechał na spotkanie z wyborcami. W tamtych czasach zazwyczaj był tylko jeden kandydat. Zresztą sam odprowadziłem go i jego asystenta na dworzec.
Minęły dwa czy trzy dni, (mama mi powiedziała dopiero później), zatelefonowano do niego z obwodowego komitetu partii i kazano wracać, nawet przysłano po niego samochód i wręczono telegram od Kosiora: „Wycofajcie swoją kandydaturę, wymyślcie jakiś powód i natychmiast wracajcie do Kijowa". Ojciec wrócił do domu, ogolił się i poszedł do pracy. Kiedy wysiadł z samochodu pod Ministerstwem Rolnictwa, już czekali na niego i kazali mu przesiąść się do innego samochodu. [cisza]
W tym czasie chodziłem do szkoły. Wróciłem do domu, mama otworzyła drzwi i powiedziała: “Wowka, bądź cicho, mamy rewizję.” [cisza]
Nastąpiło przeszukanie. Przeglądali każdą rzecz; to nie dzieje się tak, jak niektórzy mówią, że cały dom jest przewrócony do góry nogami. Nic takiego. Wszystko poszło dobrze, normalnie. Oczywiście na początku, pytali, gdzie jest broń. Mój ojciec miał dwa pistolety, z czasów wojny domowej, a może i nie, nie wiem dokładnie, więc najpierw broń, to jest dość naturalne. Potem zebrali wszystkie rzeczy mojego ojca. Mieszkaliśmy w domu, w którym wszystko należało do państwa.
Mój ojciec był średniego wzrostu, a ja byłem mniej więcej tego samego wzrostu... i moja matka podeszła do komendanta i zapytała: "Czy mój syn może zostawić sobie część rzeczy swojego ojca? - Proszę, weźcie to, co uważacie za konieczne." Wzięła skórzany płaszcz, który potem nosiłem do Instytutu, buty, dwa lub trzy krawaty. Mieliśmy bibliotekę, około trzech tysięcy książek, moja mama zapytała, czy może zatrzymać cos z literatury, „Proszę bardzo". Wzięła do ręki sześć tomów Puszkina wydanych przez Akademię Nauk z okazji setnej rocznicy śmierci poety. Zachowałem go, bo był na nim podpis mojego ojca. Tak wyglądała rewizja. Był też taki człowiek z tej brygady, który włożył coś do kieszeni, a jego szef go przegonił i powiedział: “Później się rozliczymy.”
Ale wiem, że w niektórych domach były naprawdę kradzieże i wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Wtedy to był koszmar. »